wtorek, 2 grudnia 2025

Bezpieczeństwo rowerzysty a bezpieczeństwo rowerzystów

 


Dziś będzie o rowerach. Nie jest to temat którego bym się spodziewał po sobie i po tym blogu, ale to czego się dowiedziałem jest zbyt ciekawe, żeby się tym nie podzielić. To kolejny przykład tego, że rzeczy nie są oczywiste, a chłopski rozum i intuicja mogą się nadać do wybrania kiełbasy na grilla, nie do analizy systemów społecznych.

O co chodzi? O obowiązek noszenia kasku na rowerze. Wydawałoby się, że to w oczywisty sposób zwiększy bezpieczeństwo rowerzystów. No a już na pewno go nie zmniejszy. Tymczasem okazuje się, że taki obowiązek może pogarszać bezpieczeństwo rowerzystów na drogach.

Chodzi o złożenie dwóch korelacji. Każda z osobna wydaje mi się logiczna. Jeśli je połączyć, wynik jest zaskakujący. Po pierwsze - im więcej rowerzystów tym większe ich bezpieczeństwo. Raport OECD z serii ITF Research Reports (International Transport Forum), które prezentują wyniki pogłębionych badań nad transportem i mobilnością wykazuje, mocną odwrotną korelację i to ona ilustruje ten wpis.

Przeciętny Holender przejeżdża 864 kilometry rowerem rocznie (tak, do statystyki wlicza się również tych, co w ogóle nie jeżdżą). Na miliard przejechanych kilometrów ginie tam 10.7 rowerzysty. Jednocześnie statystyczny Amerykanin przejeżdża raptem 47 kilometrów rowerem w ciągu roku. Mimo to (a może przez to) śmiertelność w USA, na miliard przejechanych kilometrów wynosi aż 44 osoby. Innymi słowy Amerykanie jeżdżą rowerami osiemnaście razy mniej ale jeżdżąc giną cztery razy częściej. Nawet jeśli wykluczymy USA bo to inny świat… a co tam wykluczymy też Holandię i popatrzmy tylko na Danię i Wielką Brytanię. Duńczycy jeżdżą siedem razy więcej, giną dwa razy rzadziej.

Większa liczba rowerzystów na drogach podnosi świadomość kierowców. Zwiększa ich uważność, prowokuje bezpieczniejszą jazdę, ale również promuje bezpieczniejszą i bardziej przyjazną infrastrukturę. Rowerzysta, który na drodze jest czymś egzotycznym jest bardziej zagrożony.

A teraz druga korelacja. Obowiązek noszenia kasków rowerowych zmniejsza liczbę rowerzystów. To dodatkowe utrudnienie, które zniechęca część populacji do korzystania z tego środka transportu. Dodatkowo takie nakazy potrafią zrujnować bike sharing, co jeszcze mocniej pogłębia spadek liczby rowerzystów. Jeśli złożymy jedno z drugim okaże się, że obowiązek noszenia kasków zamiast zwiększyć bezpieczeństwo rowerzystów może je zmniejszyć. Zaskakujące?

To oczywiście nie oznacza, że założenie kasku zmniejsza wasze bezpieczeństwo. Wręcz przeciwnie. W przypadku indywidualnym założenie kasku absolutnie zwiększa bezpieczeństwo. Innymi słowy bezpieczeństwo rowerzysty a bezpieczeństwo rowerzystów to nie to samo. Dlatego - Czytelniczko - załóż kask. Ustawodawco - nie nakazuj zakładania kasków.


Źródła:
Turns Out, Mandatory Helmet Laws Make Cyclists Less Safe
Safety in Numbers: Biking Is Safest in Nations With the Most People on Bikes
OECD TFI: Cycling, Health and Safety


wtorek, 11 listopada 2025

Wadliwa hipoteza LNT

 

Dzisiejszy wpis to podsumowanie filmu, który Kyle Hill wrzucił na swój kanał i określił mianem najważniejszego jaki popełnił. Dlatego wpierw zachęcam was do obejrzenia “Big Nuclear’s Big Mistake - Linear No-Threshold”. Jeśli jednak nie macie trzydziestu minut i wolicie, skróconą wersję po polsku, to zapraszam do lektury.

Krytykuje on Hipotezę LNT (Linear No-Threshold), która jest szeroko uznawana w ciałach regulujących energetykę jądrową i zakłada, że zapadalność na nowotwory jest liniowo zależna od przyjmowanych dawek promieniowania. To jeden z czynników, które sprawiły, że elektrownie jądrowe są obłożone ogromnymi regulacjami, nie zawsze racjonalnymi. Jednocześnie atmosfera wokół tematu jest taka, że jakakolwiek krytyka czy sugestia deregulacji spotyka się z mieszanką wściekłości i histerii, zarzutami o chęć powtórki Czarnobyla itd.

Czy zatem silne dążenie do minimalizacji dawek promieniowania za niemal każdą cenę ma sens i pozwala chronić życie? Dla dużych dawek promieniowania rzeczywiście wzrost dawki zwiększa zapadalność na nowotwory. Model LNT powstał niemal kilkadziesiąt lat temu i opierał się głównie na badaniach skutków dużych dawek (choć nawet w 1955 badania sugerowały, że myszy wystawione na niskie dawki żyją dłużej niż grupa kontrolna). Mimo niskiej dostępności danych dotyczących efektów małych dawek promieniowania, LNT zyskał na popularności chociażby dzięki swojej prostocie. W 1958 UNSCEAR podkreślał problem z oceną wpływu niskich poziomów promieniowania na zdrowie. Mimo wszystko zasada ALARA - As Low As Reasonably Achievable, stała się podstawą podejścia do promieniowania. LNT nie uwzględniał i nie uwzględnia ludzi mieszkających w terenach o wyższym poziomie promieniowania tła, latających samolotami czy pracujących z emitującym promieniowanie sprzętem medycznym.

Biologia istot ziemskich ewoluowała w środowisku pełnym promieniowania. Każdego dnia promieniowanie niszczy nasze DNA. Ale znacznie częściej niszczą je inne, równie naturalne źródła. Każdego dnia dziesiątki tysięcy uszkodzeń ulega naturalnej naprawie. Dlaczego radioterapia działa? Dlaczego leczy raka zamiast go wywoływać? Bo podawane są niskie dawki. Gdyby LNT był prawdziwy, ludzie żyjący w regionach o wyższej rocznej dawce promieniowania tła powinni częściej zapadać na nowotwory. Tymczasem nie ma takiego efektu.

W Ramsar (Iran) roczna dawka z naturalnych źródeł to 260 miliSivertów (mSv/y). To ponad pięciokrotność dopuszczalnej dawki dla pracownika sektora jądrowego (50mSv/y). To czterokrotność typowej rocznej dawki jaką otrzymuje amerykanin (65mSv/y) i jest to 260-krotność jednego miliSiverta, który jest rekomendowanym limitem. Czy populacja Ramsar to jedna wielka zrakowaciała masa? Nie.

Niewielkie dawki promieniowania okazują się wręcz obniżać zapadalność na nowotwory. Badania zapadalności na białaczkę wśród ocalałych z HIroszimy z 1958 pokazały, że dla niskich dawek, przypadków było mniej niż w ogólnej populacji. Radowe dziewczyny miały zerową zapadalność na raka w 2383 przypadkach, poniżej pewnej dawki. Pacjenci chorzy na gruźlicę, którzy byli często prześwietlani mieli większe szanse na przeżycie niż ci, których płuca nie były prześwietlane. I tak dalej… Na przestrzeni dekad zebrała się pokaźna góra dowodów, że niskie dawki promieniowania nie tylko nie są szkodliwe, ale wręcz owocują NIŻSZĄ zapadalnością na nowotwory. Innymi słowy obserwujemy zjawisko hormezy radiacyjnej - gdzie niskie dawki promieniowania prowokują naturalne mechanizmy odbudowy komórek.

Nawet jeśli nie uwzględnimy pozytywnego efektu niskich dawek, na ten moment można z przekonaniem powiedzieć, że brak dowodów, by dawki poniżej 100mSv skutkowały jakimkolwiek kancerogennym efektem.

A co z kumulatywnymi dawkami? Gdyby logikę stosowaną do regulacji promieniowania stosować do innych substancji, to przeciętny facet powinien mieć życiowy limit kawy na poziomie 138 filiżanek. 0,4% szansy na zgon po każdej filiżance. Czy oglądając Księżyc, czyli odbite promienie Słońca powinniśmy nosić filtr słoneczny w obawie przed nowotworami skóry? Coś tu chyba nie gra prawda? Dlatego dziś coraz jaśniej widać, że reakcje po wypadkach w Czarnobylu i Fukushimie były przesadzone i mogły spowodować więcej szkód niż same wypadki. W Fukushimie ewakuowano 160 000 ludzi. Ocenia się, że 2 300 osób zmarło z powodu ewakuacji i przesiedlenia. Mówimy tu o zawałach, depresji, samobójstwach. Przesiedlenie 200 000 ludzi w Czarnobylu doprowadziło do około 1250 samobójstw i od 100 000 do 200 000 aborcji na życzenie, wywołanych paniką. To rząd wielkości więcej niż nawet górne estymaty potencjalnej zapadalności na nowotwory tarczycy.

Co teraz? Teraz mam nadzieję, że film Kyle Hilla i jego zasięgi pozwolą przełamać tamę ignorancji i wyparcia w temacie, dla bezpieczniejszej i lepszej przyszłości nas wszystkich. Oczywiście nie można wylać dziecka z kąpielą. Istnieją publikacje wskazujące wzrost zapadalności wśród pracowników sektora jądrowego (“Updated Mortality Analysis of SELTINE, the French Cohort of Nuclear Workers, 1968–2014”). LNT może być wadliwy, ale nie znaczy, że powinniśmy go po prostu wyrzucić. Warto jednak użyć lub wypracować coś lepszego.

No i zawsze warto przypomnieć, że przemysł paliw kopalnych boryka się z ułamkiem absurdalnych regulacji, które radykalnie obniżają konkurencyjność energii jądrowej. Jednocześnie to paliwom kopalnym przypisuje się 24 000 zgonów dziennie. Dziennie.


Film Kyle'a:
www.youtube.com/watch?v=gzdLdNRaPKc

Inne źródła:
The Linear Non-Threshold Hypothesis-A Failed Concept
The Linear No-Threshold Relationship Is Inconsistent with Radiation Biologic and Experimental Data
Lee Zelden, cut nuclear power costs by complying radiation limits with science


niedziela, 9 listopada 2025

"Odpadki" gwiezdnych żłobków



Planetary. Planety swobodne. Rogue planets. Długo domyślano się, że istnieją, potem zaczęliśmy je odkrywać, jeszcze zanim rozpruł się wór z egozplanetami pamiętam, że padały sugestie, że Uran i Neptun mogły w przeszłości mieć jeszcze jednego kolegę, który został wyrzucony z układu słonecznego. Z czasem pojawiły się oszacowana twierdzące, że na każdą egzoplanetę okrążającą inną gwiazdę może przypadać jeden planetar. Obecnie pojawiają się głosy, że może ich być znacznie więcej niż “klasycznych”, związanych z gwiazdami planet.

Jeśli tak jest, to nie mogą wszystkie być wyrzutkami z układów gwiezdnych. W zeszłym roku pisałem o hipotezie tłumaczącej jak mogły powstać JuMBO (Jupiter Mass Binary Objects). To grupy podwójnych planetarów, które wykryto w mgławicy Oriona w 2023. Teraz pojawiła się nowa ciekawa publikacja, która oferuje jeszcze ciekawszy mechanizm, który wyjaśnia tak liczną populację wędrujących planet.

Otóż Zhihao Fu, Hongping Deng, Douglas N. C. Lin i Lucio Mayer wykonali symulacje spotkań dysków protoplanetarnych. Może do nich dochodzić dość często w obłokach molekularnych, czasem nazywanych “gwiezdnymi żłobkami” (stellar nursery). Otóż, jak to pięknie pokazuje animacja, taka mijanka prowadzi do ciekawych smug gęściejszej materii w których mogą powstawać pojedyncze, podwójne a czasem nawet potrójne planety.

Oczywiście to “tylko” symulacja, ale bardzo wdzięcznie wyjaśnia to co obserwujemy. Co więcej, wynikałoby z tego, że przynajmniej część planetarów może być bardzo unikalnymi obiektami, ze względu na nietypowy proces powstawania. Jeśli powstają z skompresowanej materii z zewnętrznych części dysków protoplanetarnych, to mogą być zdecydowanie odmienne od wszystkiego co znamy do tej pory.

Publikacja:
Formation of free-floating planetary mass objects via circumstellar disk encounters

Zeszłoroczny tekst o JuMBO: JUMBO - zdmuchnięte gwiazdy?

Pamiętajcie, że możecie zakupić moją książkę o egzoplanetach: Niebo pełne planet

No i od jakiegoś czasu działa nasz Discord


poniedziałek, 13 października 2025

Nowy pomysł na śliskość lodu

 

Pojawiło się ciekawe badanie, które sugeruje nowe wyjaśnienie dlaczego lód jest śliski. Otóż nie chodzi o ciśnienie czy temperaturę, która miałaby lokalnie topić lód. Symulacje pokazują, że to kwestia oddziaływań elektrycznych. Kryształ lodu, ułożony jest w regularnym wzorze z cząsteczek wody, które są dipolami elektrycznymi. Kontakt z powierzchnią lodu zaburza tą regularną strukturę, cząsteczki wody są to przyciągane to odpychane, zależnie od strony i tego które ładunki przeważają. Powstaje amorficzna warstwa, która zachowuje się podobnie do cieczy i nadaje śliskości.

To istotne, bo efekt nie wymaga dużej energii czy ciśnienia - to nie jest tak, że jakieś zjawisko - na przykład nacisk łyżwy na lód - podnosi jego temperaturę powyżej zera. Oczywiście "Cold Self-Lubrication of Sliding Ice" to tylko jedna publikacja, z pewnością warto poczekać na kolejne badania. A więcej możecie usłyszeć w jednym z nowych filmów Antona Petrova, który niestrudzenie opowiada ciekawych odkryciach naukowych.

Publikacja: https://journals.aps.org/prl/pdf/10.1103/1plj-7p4z
Film Antona: https://www.youtube.com/watch?v=ZhHc3xDNfGw

niedziela, 14 września 2025

Kto ciągnie za spust?


 

Ta notka będzie o liczbach i faktach. Nie planowałem jej, ale wydarzenie ostatnich dni sprawiło, że dowiedziałem się sporo o pewnym facecie, który promował prawicowe “wartości”, swobodny dostęp do broni, nawet za cenę iluś zgonów spowodowanych bronią palną każdego roku. Obiecałem liczby więc powiem, że nie licząc samobójów, było to około 10 000 rocznie, ale od 2015 robi się coraz więcej i w 2021 roku padł rekord, kiedy liczba ta przekroczyła 21 000. Co więcej, sprawcą wspomnianego wydarzenia okazał się człowiek MAGA, republikanin, chrześcijanin, entuzjasta broni itd. Dokładnie takich młodych ludzi kształtował Kirk. Ale to nie będzie notka o dostępie do broni.

Zamiast tego zerknijmy na to, kto stoi za polityczną przemocą. Niedawno zapytano amerykanów o to, co jest większym problemem - prawicowa przemoc czy lewicowa przemoc. 31% wskazało lewicę, 33% prawicę, 36% nie określiło ani jednej ani drugiej strony. Czyli w powszechnej percepcji nie wiadomo, albo jest po równo. A co mówią fakty?

Między 2011 a 2025 dokonano siedemnastu zamachów politycznych w USA. Trzech dokonały osoby o poglądach lewicowych/demokratycznych/liberalnych. Wszystkie wymierzone były w demokratów, wszystkie były nieskuteczne. W tym samym czasie czternastu dokonały osoby o poglądach prawicowych/republikańskich/konserwatywnych. Siedem było nieskutecznych, w pozostałych zamordowano 26 osób. Celem czterech zamachów byli republikanie (Pence, dwukrotnie Trump no i Kirk). Celem dziesięciu demokraci.

A co z ekstremistami ogółem? Jeśli nie będziemy się skupiać wyłacznie na politycznych zamachach, to w latach 2015-2024 z rąk ekstremistów zginęło 429 osób. Anti-Defamation League dzieli ekstremistów na prawicowych, lewicowych oraz islamskich. 326 ofiary, czyli 76% wszystkich to ofiary ekstremistów prawicowych. Tylko 4% to ofiary lewicowych ekstremistów. Czyli przeciętny amerykanin ma 19 razy większą szansę, że zginie z rąk prawicowca niż lewicowca. Jeśli boi się islamistów to pewnie nie wie, że cztery razy bardziej prawdopodobne jest, że zastrzeli go wyborca Trumpa.

Tyle liczb i faktów. Co do samego Kirka warto zapoznać się z tekstem Piotra Wilkina, który usunięto z Facebooka. Wynika z niego, że Charlie zajmował się głównie szczuciem na ludzi. Hodował ekstremistów, agitował za dostępem do broni i marzyły mu się publiczne egzekucje. Zginął z ręki ekstremisty, który skorzystał z łatwego dostępu do broni a zdjęcia jego śmiertelnego postrzelenia są szeroko dostępne. Artykuł uzupełniają linki do przykładów jego poglądów i “wartości”. Listy piętnującej ludzi i przyczyniającej się do prześladowań, szczucie na czarnych, entuzjazm wobec kamienowania gejów, agitowanie przeciw wspieraniu Ukrainy… wiecie cały pakiet. Żadna śmierć nie jest powodem do radości. Ale nie udawajmy, że nie widzimy kolosalnej ironii. I nie dajmy sobie wmówić, że nie był to człowiek podle nakręcający przemoc i prześladowania.


Źródła:
Charlie Kirk i amoralny nihilizm współczesnej prawicy
Murder and Extremism in the United States in 2024
Republicans Perpetrated 85% of Political Assassinations in the US

sobota, 30 sierpnia 2025

Jowisz nie jest jak cebula


Za dzieciaka miałem takie dwie ładne książki, które między innymi, pokazywały wnętrza kolejnych planet Układu Słonecznego. W przypadku Ziemi wyróżniona była skorupa, płaszcz, jądro zewnętrzne i wewnętrzne. W przypadku Jowisza i innych olbrzymów, wpierw były chmurki gazów a potem, ze względu na ciśnienie gazy te stawały się cieczą, nie pamiętam czy potem wspominały o metalicznym wodorze, ale pod wszystkim był lód i małe (relatywnie) skaliste jądro.

Ten obraz utkwił w mojej głowie na długo. Wyobrażałem sobie, że po prostu na pewnej głębokości w chmurach jest taki jakby ocean. Dopiero lata później uświadomiłem sobie, że skoro gęstość rośnie wraz z wysokością, to nie ma tam jasnej granicy między cieczą a gazem. Atmosfera robi się coraz gęściejsza aż w końcu ma cechy bliższe cieczy.

Sądziłem jednak że pod tym wszystkim jest już wyraźna granica ze stałym, czy to skalnym, czy lodowym jądrem. Jak wykazują badania, to też nieprawda. Również w przypadku jąder gazowych olbrzymów następuje stopniowe zwiększanie gęstości między ciekłymi gazami (głównie wodorem) a mieszaniną lodu i materiału skalnego.

Wcześniejsze hipotezy, że to efekt kolizji Jowisza z innym planetarnym ciałem zostały obalone przez symulacje. Sugeruje to, że olbrzymy nie powstają jako lodowo-skalne planety, które po przekroczeniu granicznej masy przechwytują gazy. Zamiast tego formują się absorbując zarówno gazy jak i lód oraz skały w czasie długiej ewolucji.


Źródło:
A fresh twist to the mystery of Jupiter's core: Simulations challenge giant-impact origin

Odpaliłem Substacka i gdyby nie ilość notek tutaj, całkiem bym się na niego przerzucił:
https://substack.com/@wglowyszowinista
No i bardzo fajnie działa też Discord:
https://discord.gg/J5ZfnnbCJg

Zapraszam!


niedziela, 24 sierpnia 2025

Raport Zespołu ds. Dezinformacji


Internet robi się coraz bardziej bezużyteczny. Kilka miesięcy temu bez większego echa przeszła publikacja raportu Zespołu ds. Dezinformacji, tymczasem zawiera on bardzo istotne informacje tyczące się naszej codzienności w sieci. Ważniejsze niż jakaś drama z celebrytami czy nawet kolejna nowatorska teoria tycząca się ciemnej materii.

Z jednej strony miałem opory przed ruszaniem tematu na Węglowym, bo niby ocieka polityką no i to trochę walka z wiatrakami. Z drugiej jednak tyczy się dezinformacji, w tym w obszarach czysto naukowych i jeśli mogę choć w drobnym stopniu zaszczepić choć kilka osób przeciw dezinformacji, która po prostu zalewa nas w stopniu, który odrzuca mnie od sociali w ostatnich miesiącach, to choćby dla czystego sumienia postanowiłem przygotować coś dla śledzących Węglowego.

Zatem przedstawiam Wam bardzo zwięzłą esencję osiemdziesięcioczterostronnicowego raportu, poświęconego temu jak Rosja i Białoruś sieją dezinformację w polskiej infosferze. Podstawą działań są dobrze znane rosyjskim służbom i pracowicie podsycane przez nich lęki społeczeństwa polskiego. Dlatego zamiast chwalenia Rosji, celem jest niszczenie wizerunku przeciwnika, Unii Europejskiej, Ukrainy, podkopywanie wizerunku Polski. To Polska ma się jawić jako nieporadne i słabe państwo. W przypadku wyborów, zamiast promowania jednego kandydata w wyborach podkopuje się drugiego. Innymi słowy przekaz negatywny, grający na niechęciach, strachu itd działa sprawniej.

Narracje zidentyfikowane przez Zespół są dość jasne.
- Uderzanie w NATO i UE, szerzenie opinii, że są to organizacje opresyjne, wrogie i kolonizują swoich członków
- Uderzanie w Zachód ogółem, ukazywanie go jako zdemoralizowany, tracący tożsamość, odcinajacy się od korzeni, od “obiektywnych i uniwersalnych” wzorców (czytaj “konserwatywnych”), promujący dżendery, łołki itd.
- W kwestii wojny wmawianie, że Rosja wygrywa i Ukraina to upadłe państwo, pompowane są antyukraińskie nastroje żerujące na historii
- Promowane są wszelkich teorie spiskowe podważające publiczne zaufanie i destabilizujące społeczeństwo - antyszczepionkowość, denializm klimatyczny, 5G itd.

Nie chodzi tu tylko o to, żeby Polska nie miała energii jądrowej, szybkiej telefonii, czy żebyśmy chorowali na niemal zapomniane już choroby. Choć byłoby to mile widziane przez Rosję, to sama destabilizacja, wewnętrzne konflikty już są swojego rodzaju wygraną. Skłócony naród nie zajmuje się realnymi problemami i rozwija się wolniej niż zjednoczony.

Warto mieć świadomość, że rosyjska propaganda ma łatwiej. Od lat wiadomo, że kłamstwo obiegnie świat zanim prawda włoży buty. Jednocześnie wnioski Zespołu są jasne - ruska propaganda jest zorganizowana i konsekwentna. Polskie państwo (zarówno za jednych i drugich) nie działa tak źle, jak się nam wmawia, ale kompletnie leży jeśli idzie o strategię komunikacyjną. W przypadku COVIDu nie było spójnej, czy jakiejkolwiek: “Niestety, Komisja nie odnalazła dokumentów lub innych propozycji rządowych pozwalających na twierdzenie, że rząd – w czasie dużej aktywności grup antyszczepionkowych – opracowałby i zaimplementował spójną, proaktywną politykę informacyjną w obszarze walki z infodemią COVID-19”. W przypadku “Szturmu na granicę” analogicznie zupełnie oddano pole wrogowi “Skuteczność operacji była możliwa dzięki politycznej decyzji o całkowitej blokadzie informacyjnej (zakaz dostępu mediów i dziennikarzy), co spowodowało wytworzenie luki informacyjnej otwierającej pole dla propagandy białoruskiej i rosyjskiej.” W zasadzie to samo widać w kwestiach dezinformacji klimatycznej, gdzie brakuje działań naszego państwa.

Raport wieńczy szereg rekomendacji, z których część jest dość oczywista uwzględniając powyższe. Przede wszystkim potrzebna jest spójna strategia przeciwdziałania dezinformacji. Mowa tu o regulacjach prawnych, obszarach państwa, instytucji, bezpieczeństwa narodowego, ale też edukacji czy przestrzeni informacyjnej. Czyli po prostu szczepienie na głupotę i kłamstwo. Szeroka i powszechna edukacja medialna społeczeństwa w zakresie rozpoznawania manipulacji i dezinformacji oraz krytycznego myślenia przyda się nam nie tylko w kontekście ruskich trolli, tylko… cóż wszystkich obszarów życia.

Co ciekawe Zespół wspomina, że legislacje w tym kierunku trwają w UE, więc jeśli sami się tym nie zajmiemy to jest szansa, że ta zła Unia wypełni tą lukę.

Rekomendowana jest transparentność państwa - informowanie o kryzysach, współpraca z mediami, ale też monitorowanie, monitorowanie mediów rosyjskich i białoruskich. Co straszne, mówimy tu o kosztach porównywalnych z jednym czy dwoma czołgami, które kupujemy w setkach. Ułamek wydatków zbrojeniowych na obronę na froncie tak skutecznie zdominowanym przez rosję dałby już kolosalną różnicę w infosferze. Według Zespołu państwo miało informacje (o różnej jakości i zakresie, ale miało) o osobach i instytucjach szerzących dezinformację ale zabrakło reakcji. Dziesiąta rekomendacja w raporcie jasno mówi o roli dziennikarzy w demokratycznym państwie i nawiązuje do blokady informacyjnej na granicy polskobiałoruskiej w 2021, która stworzyła lukę, błyskawicznie “zagospodarował przygotowany przekaz propagandowy pochodzący z Białorusi i Rosji. Polskie media ze względu na decyzje polskich władz nie były w stanie zweryfikować tego przekazu. Wywoływanie luki informacyjnej jest więc podstawowym błędem polskich władz, który nigdy nie powinien być powtórzony.”

Dorzucam linki do raportu oraz wywiadu z jej członkiem. Gdyby władze wzięły sobie do serca jego rekomendacje, powstałyby billboardy i reklamy zachęcające do zapoznania się z nim. Wygląda na to, że jeśli sami nie wyczulimy się na dezinformację, nikt tego za nas nie zrobi.


Raport Zespołu ds. Dezinformacji (na dole PDF do pobrania)
Wywiad z Adamem Leszczyńskim